Całkiem dobry sposób modlitwy

W odróżnieniu od większości rodzajów modlitwy sens rachunku sumienia nie dla wszystkich jest oczywisty. Nie jest to modlitwa liturgiczna, nabożeństwo, modlitwa wstawiennicza czy modlitwa z Pismem Świętym. Nie jest to kontemplacja ani modlitwa skupienia, która oznacza opróżnienie naszego umysłu z obrazów, słów i myśli. Nie jest to typ modlitwy, która unosi serca ku Bogu, stojącemu z dala od naszego życia.

Z perspektywy modlitwy przez duże „M” rachunek sumienia prawie w ogóle nie wygląda na modlitwę. Jest to szczególny sposób patrzenia na codzienne życie. A więc dlaczego właściwie jest dobrym sposobem modlitwy?

ODPOWIEDŹ TEOLOGICZNA
Teologiczna odpowiedź na to pytanie brzmi: Bóg jest rzeczywiście obecny w naszym świecie. Jest tutaj, a nie gdzieś wysoko w górze . Chrześcijaństwo ma wiele punktów wspólnych z innymi religiami, a jeden z nich to praktyka badania swego sumienia. Ale nie zapominajmy równocześnie o różnicach, z których najważniejszą jest chrześcijańska wiara w to, że Bóg stał się człowiekiem w Jezusie Chrystusie. Boży plan zbawienia świata zakłada osobiste zaangażowanie Boga w życie Jego stworzeń. Taka jest treść nauki o Wcieleniu – przekonanie, że Bóg, który stworzył mężczyzn i kobiety, posiada najgłębszą znajomość ich życia, gdyż jest zarazem Bogiem i Człowiekiem.

Kluczowym słowem jest tu osobiste. Bóg jest komunią trzech Osób – Ojca, Syna i Ducha Świętego. Również nasza relacja z Bogiem jest osobista. Jezuita William Barry, kierownik duchowy, określa ją słowem „przyjaźń”. Nie ma w naszym życiu nic tak nieznaczącego, żeby nie zasługiwało na Bożą uwagę. Istotnie, prozaiczne i monotonne elementy życia nadają głębię i strukturę naszej relacji z Bogiem. Mycie okien i gotowanie obiadu są częścią tej relacji tak samo, jak uzyskanie dyplomu akademickiego. Jeśli coś jest częścią ludzkiego doświadczenia, to Bóg jest w tym obecny.

Bóg jest obecny w stworzeniu, w Piśmie Świętym i w historii wspólnoty chrześcijańskiej na wiele różnych sposobów. Nawiązujemy kontakt z Bogiem przez rozmaite formy modlitwy, takie jak wspólne nabożeństwo, cicha medytacja, praktyki pobożne i modlitwa formalna.

Rachunek sumienia skupia się na Bogu obecnym w naszym ludzkim doświadczeniu. Nie wyczerpuje to treści relacji z Bogiem, ale stanowi jej istotną część.

ODPOWIEDŹ PRAKTYCZNA
Doświadczenie uczy, że rachunek może być centralnym elementem intensywnego życia duchowego. Człowiekiem, który to odkrył, był św. Ignacy Loyola. Duchowość ignacjańska – tradycja duchowa związana ze św. Ignacym – stała się złożoną dyscypliną, bardzo bogatą w treści.

Ludzie studiują ją, piszą o niej książki, piszą o niej doktoraty. Ale duchowość ignacjańska jest bardzo praktyczna. Właściwie wszystko, co ma związek z tą duchowością, ma źródło w życiu Ignacego. Rozeznanie, modlitwa wyobraźni, sposób podejmowania decyzji i inne elementy wyrosły z potrzeb Ignacego i jego przyjaciół.

Te praktyki duchowe były praktyczną odpowiedzią na rzeczywiste problemy. Ignacy nie wynalazł systemu duchowego, odkrył natomiast pewne zasady, o prawdziwości których przekonało go obserwowanie, jak pomagają one ludziom w ich duchowym rozwoju.

Ignacy był uważnym i wnikliwym obserwatorem. Wyobrażam go sobie jako swego rodzaju detektywa w dziedzinie duchowości. Potrafił dostrzec tropy, które umykały uwagi innych. W ten właśnie sposób odnajdywał Boga; tak też powstał rachunek sumienia.

FANTAZJE ŻOŁNIERZA
Ignacy był Baskiem, pochodził ze starożytnego ludu zamieszkującego górzyste tereny północnej Hiszpanii, który słynął z twardego charakteru i niezależności. Ignacy za młodu nie był święty; jako żołnierz i dumny dworzanin nie stronił od kobiet. W 1515 został aresztowany za bójkę uliczną, dzięki czemu jest jednym z niewielu świętych figurujących w policyjnych kartotekach.

W 1521 roku, gdy był około trzydziestki, odniósł ciężki rany w bitwie, co skazało go na wielomiesięczną rekonwalescencję w rodzinnym zamku. Ponieważ dokuczała mu nieznośna nuda, poprosił o coś do czytania. Do jego ulubionych lektur należały romanse i powieści przygodowe – szesnastowieczne odpowiedniki Harry’ego Pottera czy powieści Johna Grishama. Ku jego rozczarowaniu okazało się jednak, że jedynymi książkami, które można było znaleźć na zamku, były żywot Chrystusa i żywoty świętych. Niechętnie zabrał się więc do czytania tego, co było pod ręką.

Religijne książki spodobały się Ignacemu bardziej, niż się tego spodziewał. Żywot Chrystusa poruszył go głęboko, a żywoty świętych stały się dla niego źródłem inspiracji. Wyobrażał sobie, że dokonuje dla Boga heroicznych czynów, tak jak św. Franciszek i św. Dominik (sądził, że mógłby poradzić sobie lepiej niż Franciszek i Dominik).

Po jakimś czasie powab świętych osłabł i Ignacy pogrążył się w marzeniach o swoim dotychczasowym życiu – o romansach z kobietami, o podnieceniu bitewnym i o brawurowych czynach, których pewnego dnia znowu zamierzał dokonać. Potem fantazje te znowu minęły i zastąpiły je marzenia o życiu świętych i o tym, jak dobrze byłoby oddać się na służbę Bogu. W ten sposób Ignacy spędził samotne tygodnie i miesiące rekonwalescencji – fantazjując na zmianę to o sławie i romansach, to znów o naśladowaniu Jezusa.

Nie dawało mu spokoju pytanie, które zawsze towarzyszy trzydziestolatkom: co mam zrobić ze swoim życiem? Marzenia Ignacego o sławie wojskowej i rycerskiej dzielności były tylko snami na jawie. Jego emocje były rozchwiane. Czasami czuł się szczęśliwy i pewny siebie, kiedy indziej niespokojny i zmartwiony. Powoli zaczął dostrzegać pewną prawidłowość w swoich nastrojach. W końcu doznał olśnienia: jego uczucia były związane z wyobrażeniami, którym się oddawał.

Wszystkie jego marzenia były dla niego pociągające, ale uczucia, które następowały potem, różniły się. Fantazje o naśladowaniu Chrystusa sprawiały, że potem czuł się radosny i ufny. Marzenia o byciu bohaterem, pożądaniu i sławie pozostawiały po sobie niepokój i smutek.

Ignacy zdał sobie sprawę, że te odczucia nie były tylko chwilowymi nastrojami, ale że miały również znaczenie duchowe. Bóg był obecny w uczuciu radości, które pozostawiały po sobie rozmyślania o służbie. Jakiś inny duch, „zły” duch, był obecny w uczuciach przygnębienia i niepokoju, następujących po myślach o dawnym życiu.

Ignacy uświadomił sobie, że dzieje się coś ważnego, że Bóg komunikuje się z nim przez jego uczucia. Pokój i radość zdawały się wskazywać odpowiedź na pytanie: „co dalej?”. Ignacy zrozumiał, że trwałe spełnienie, którego szukał, może odnaleźć w naśladowaniu Jezusa. Przez resztę życia Ignacy bazował na odkryciu, którego dokonał w czasie długich miesięcy rekonwalescencji: że przez uważną obserwację wewnętrznych poruszeń może usłyszeć Boga.

Jim Manney


Polecamy:

                    

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *