Nie znając samych siebie, straszliwe cierpimy udręczenia i rzeczy, które nie są złe, owszem dobre, uznajemy za wielką winę.
Stąd pochodzą strapienia, których doznaje tyle dusz oddanych modlitwie, i narzekania ich na swoje męki wewnętrzne i melancholie, dochodzące nieraz do utraty zdrowia i nawet porzucenia drogi modlitwy, gdyż nie zastanawiają się nad tym, że w duszy jest inny świat. I jak w świecie widzialnym nie jest w naszej mocy zatrzymać ruch ciał niebieskich i powstrzymać zdumiewającą szybkość ich obrotów, tak również w tym świecie wewnętrznym nie możemy zatamować niepowstrzymanego wiru myśli i wyobraźni. Nie pamiętając o tym, wyobrażamy sobie, że wszystkie władze duszy, porwane tym wirem, odbiegły od Boga, i trwożymy się, jak gdyby już były zgubione, i tracimy marnie drogi czas, w którym dane nam jest zostawać w obliczu Pana na modlitwie. A może właśnie w tym czasie cała dusza złączona jest z Nim w skrytości mieszkań wewnętrznych. Myśl zaś i wyobraźnia w zewnętrznych zagrodach twierdzy toczy okrutne walki z mnóstwem dzikich i jadowitych gadów i ma z tego cierpienia zasługę.
Nie rozumiem, czego obawiają się ci, którzy lękają się rozpocząć modlitwę myślną, ani nie wiem, czego się boją. Demon dobrze wie, co robi, wzbudzając ten strach, aby naprawdę wyrządzić nam krzywdę, gdyż wzbudzając te lęki, powoduje, że nie myślę o tym, czym obraziłam Boga, ani o tym, jak wiele Mu zawdzięczam, ani że istnieje piekło i że istnieje chwała, ani o wielkich trudach i boleściach, które Pan przeszedł dla mnie.
Bez względu na to, jak złe rzeczy uczyniłby ten, kto zaczął praktykować modlitwę myślną, niechaj jej nie porzuca, gdyż to ona jest środkiem, dzięki któremu będzie mógł zawrócić, aby zaradzić złu, a bez niej będzie to o wiele trudniejsze. I niechaj nie namówi go demon – w taki sam sposób jak mnie – do porzucenia jej z pokory.
Przez modlitwę – jeśli dusza w niej wytrwa, pomimo grzechów i pokus, i upadków na tysiące sposobów, które demon podsuwa – Pan doprowadzi ją, w końcu, do portu zbawienia.
Nierozsądnie twierdzi ten, kto sądzi, że może wejść do nieba, nie wszedłszy najpierw w siebie, aby poznać siebie samego i zastanowić się nad jego nędzą i nad tym, co winien jest Bogu, i błagać ustawicznie Jego miłosierdzie. Bramą, którą się wchodzi do tej twierdzy, jest modlitwa.
Pierwszy, jaki czułam w sobie, objaw modlitwy, jak mi się zdaje, nadprzyrodzonej – a nadprzyrodzonym nazywam to, czego sami własną pracą ani pilnością, choćbyśmy się o to starali, osiągnąć nie zdołamy, możemy tylko przysposobić się do tego i od tego przygotowania ono zależy – jest to pewne skupienie wewnętrzne, jakie dusza czuje w sobie.
św. Teresa z Avila
polecamy: