Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych większość nastolatków w Polsce doskonale znała muzyków Depeche Mode. Fani tego zespołu tworzyli równie silną subkulturę, jak dwie inne potężne grupy – „punki” oraz „metalowcy”. Do ostatnich należałem i ja. Gwiazdy muzyki wpływały na nasze poglądy – również w kwestiach wiary – bardziej niż autorytety ze świata nauki, religii czy polityki.
Mimo że słuchałem ciężkich brzmień zespołów heavymetalowych, związana z nimi otoczka satanistyczna wydawała mi się bardzo sztuczna. Groźne spojrzenia i diabły na okładkach płyt były bardziej groteskowe niż groźne. Osobiście nie znałem nikogo, kto odszedłby z Kościoła zainspirowany ich tekstami czy twórczością. Co więcej, kolejne lata przynosiły wiadomości o nawróconych muzykach sceny heavy, thrash czy blackmetalowej.
Dzięki znajomym ze szkoły miałem okazję poznać twórczość Depeche Mode. Brytyjczycy podejmowali tematy związane z religią stosunkowo często. Tu pytania na temat wiary były subtelniejsze, dzięki czemu skuteczniej zasiewały wątpliwości w głowach słuchaczy.
Zwrotki ich utworu Blasphemous Rumours opowiadają o szesnastolatce, która próbuje popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły. Nieskutecznie. Ocalenie jej życia prowadzi do dziękczynienia Bogu. Jej matka, choć nadal pełna poczucia winy, modli się gorliwie. Przełom w historii nastolatki następuje dwa lata później: poznaje Jezusa, nawraca się i jest radosna. Niedługo potem zostaje potrącona przez samochód. Przy życiu podtrzymuje ją jedynie respirator. Po jakimś czasie umiera. Po policzkach matki płyną łzy. Cała historia jest przedzielona refrenem, w którym słyszymy słowa: „Nie chcę rozsiewać bluźnierczych plotek, ale myślę, że Bóg ma chore poczucie humoru. Kiedy umrę, pewnie zobaczę Go jak się śmieje”.
Tekst tego utworu jest doskonałym przykładem sceptycyzmu wobec dobroci Boga w wydaniu, który nie jest już dziecinny. Zamiast do noszenia skórzanych strojów i słuchania utworów o piekle, jesteśmy zaproszeni do ustosunkowania się do historii, która rodzi wątpliwości. Który wrażliwy człowiek nie mierzy się z pytaniami o Bożą opatrzność, kiedy słyszy o wojnach, gwałtach i morderstwach? Kto może dać łatwe pocieszenie rodzicom dziecka, które zginęło pod kołami samochodu prowadzonego przez pijanego kierowcę? Choćby wierzył głęboko w dobroć Jezusa, staje wobec rzeczywistości zła, a jego doświadczenie było i jest największym wyzwaniem dla chrześcijaństwa. Sam Chrystus przecież zaznał ogromnej niesprawiedliwości, kiedy został skazany i zabity, choć był niewinny. Wtedy jego uczniowie wydawali się najsłabsi w wierze.
To nie ateizm jest najbardziej niebezpieczny dla chrześcijan. O wiele groźniejsze jest wykrzywienie obrazu Boga. Jeśli miałby być On dla nas jedynie groźnym sędzią czy choćby cynikiem, który bawi się nami, jak sugeruje wspomniany przebój z lat osiemdziesiątych, nie do pomyślenia jest zaufanie Mu, a tym bardziej przyjaźń z Nim czy miłość. Bez tego nie można ruszyć w drogę z Jezusem.
Dlaczego dziś z chęcią słucham twórczości Depeche Mode? Właśnie dlatego, że od dawna nie jestem nastolatkiem. Chcę mierzyć się z niewygodnymi pytaniami! Tylko w ten sposób mogę uczyć się tego, co trudne, i dzięki temu lepiej pomagać innym. Ucieczka chrześcijanina przed wątpliwościami jest ucieczką od głoszenia Ewangelii. Nie jesteśmy wszak w stanie uniknąć osób, które doświadczają braku wiary i zaufania. Możemy natomiast dobrze towarzyszyć innym, jeśli sami mamy pokój serca, mimo doświadczenia zła w świecie i w nas samych. Choć nie rozwiążemy ich problemów, daje nam to możliwość bycia obok w procesie szukania własnych odpowiedzi, dawania oparcia i nadziei.
Co mogłoby zachwiać Twoją wiarą? Jak możesz się przygotować, żeby pomagać osobom wokół siebie w momencie, kiedy spotkają ich trudne sytuacje i doświadczą wielu wątpliwości odnośnie do sensu swojego życia i dobroci Boga?
Piotr Kropisz SJ, Ile lat ma twoja dusza, Kraków 2018
Polecamy: