Jest coś naprawdę zadziwiającego w „Bożym teraz”, w którym łączy się nasza przyszłość z naszą teraźniejszością i przyszłością.
Jeżeli zechcemy to, co Bóg objawia o swojej wieczności, przełożyć na naszą chronologię, zagubimy się i włożymy Janową Apokalipsę pomiędzy bajki. To tak, jakby próbować zjeść orzech kokosowy w skorupie. To, że w ten sposób nie da się go spożyć, nie oznacza, że nie możemy dotrzeć do jego środka, gdy uzbroimy się w odpowiednie narzędzia. Niejeden, który chciał zjeść Apokalipsę w skorupie symbolu, połamał sobie zęby i uznał ją za niestrawną lub wyznaczył datę końca świata i już parę razy się rozczarował. Wkraczając w świat Janowego Objawienia, musimy zdać sobie sprawę z tego, że jesteśmy w miejscu, gdzie obowiązują Boże reguły, a nasze sposoby odbioru rzeczywistości mogą się okazać nieskuteczne. Przestrzeń, której nie da się zaznaczyć na mapie, i czas, którego nie da się wskazać ani w kalendarzu, ani na zegarze.
Tu spotyka się to, co ziemskie, z tym, co pozaziemskie. To, co ludzkie, z tym, co Boskie. To, co było, z tym, co jest i będzie. Bóg ma sposób na spotkanie dwóch, pozornie wykluczających się rzeczywistości. Poprzez Jana zaprasza nas wszystkich do zasmakowania w czymś, co nas przekracza. On po prostu przygotowuje nas w ten sposób na wieczność, która cała jest utkana z takich niespodzianek.
Tron i Ten, który na nim zasiada, to centrum Apokalipsy. Nie nieszczęścia, wojny, choroby, śmierć, przemoc, ale właśnie tron i Ten, który z niego panuje. Jan zapisuje słowa Apokalipsy w czasie, kiedy cywilizowany świat ma jednego władcę, jest nim cesarz Domicjan, który nakazuje tytułować siebie „panem i naszym bogiem”. Tron kojarzy się właśnie z nim – władcą świata. A jednak Jan ukazuje, jak jest naprawdę, kto zasiada na tronie i kto jest władcą i Bogiem. Centrum świata to nie Rzym, jak chciałby widzieć to cesarz. Centrum wszystkiego, całego wszechświata, jest tron Boży i Ten, który na nim zasiada.
Wszystko koncentruje się na Nim. Nie na nędznym Domicjanie i jego trosce o stworzenie sobie boskiego wizerunku. I tu znów może się okazać, że nasze myślenie, nasza dedukcja okażą się zawodne, bo zasiadający na tronie jest kimś innym niż Baranek (por. Ap 5,1.6–7), a jednak z późniejszych fragmentów wynika, że między zasiadającym na tronie a Synem Bożym jest dziwna jedność (por. Ap 21,5–6). Zasiadający na tronie przedstawia się tak samo jak nadchodzący Jezus (por. Ap 1,8). Dotykamy znów tajemnicy Trójcy, odrębności osób, niezmieszanych natur Jezusa i doskonałej komunii między nimi. Oczywiste staje się więc, że spotykając Syna Bożego, widzimy i Ojca, i Ducha Świętego. Ważne jest także to, gdzie ich spotykamy.
Kiedy Jan dostępuje Objawienia, widzi tron wraz z zasiadającym na nim Bogiem, a wokół Niego trwa uwielbienie (por. Ap 4,2–11). Dalej będziemy czytać o tłumach tych, którzy przybyli z wielkiego ucisku, a ich szaty zostały wybielone we krwi Baranka. Oni też stoją przed tronem i wielbią Boga (por. Ap 7,9–16). Są i tajemniczy starcy, którzy oddają Panu pokłon (por. Ap 11,16). Nie ma wątpliwości: Bóg zasiada w chwale, ona Go otacza, wypełniając całe niebiosa. Można by nawet zaryzykować stwierdzenie, że Bożym tronem jest właśnie chwała. On siada i króluje tam, gdzie jest wielbiony, gdzie oddaje Mu się pokłon. Nie zasiada na drewnianym, kamiennym czy złotym tronie, ale zamieszkuje w chwale, jaką oddaje Mu Jego lud. To jest miejsce spotkania z Bogiem!
Już teraz, tu, na ziemi, tam, gdzie jesteśmy, możemy zakosztować niebiańskiej chwały. Już teraz możemy zbudować tron dla Syna Bożego w naszym życiu, kiedy będziemy oddawać chwałę Bogu. Na różne sposoby: w ciszy, w głośnej modlitwie, w liturgii Kościoła, w pracy i odpoczynku. Już teraz możemy włączyć się w to, co dzieje się w niebie (rozumianym bardziej jako przestrzeń duchowa niż konkretne miejsce). Już teraz! Jest coś cudownego w niecierpliwości Syna Bożego, który już teraz daje nam kosztować tego, co zostało przygotowane na przyszłość. To tak, jakby pokazywał nam prezent, który na nas czeka, ale przez zasłonę. Nie widzimy dokładnie, co to jest, ale możemy się domyślać. To też trochę tak, jakby dawał nam powąchać smaczną potrawę, którą dla nas przygotował, i opowiadał o jej smaku. Przed nami cała wieczność na cieszenie się z prezentu i na smakowanie potrawy!
Maria Miduch
Polecamy: