Moja dobra znajoma ma brata i siostrę: Adama i Ewę, a zatem każdej Wigilii Bożego Narodzenia ma podwójne imieniny w najbliższej rodzinie. Któregoś razu zaczęła zastanawiać się nad tym, czy pierwsi rodzice to na pewno święci patroni i czy powinno się ich czcić, skoro sprowadzili na ludzkość tak tragiczne konsekwencje?
Jej siostra zresztą niedawno wyznała, że jej także zarówno własne imię, jak i imię ich brata od zawsze kojarzy się z grzechem, ale broń Boże, ze świętością. I co z tym fantem zrobić?
Pisia Gągolina też jest czysta u źródła
„Naród kroczący w ciemnościach ujrzał Światłość wielką, nad mieszkańcami kraju mroków światło zabłysło” (Iz 9,1) – prorok Izajasz, szczególnie ukochany przez nas, chrześcijan, dlatego że na wieki przed Chrystusem pewnie nie do końca świadom tego, co mówi, obwieszczał zarówno Jego narodzenie, jak i Jego zbawczą śmierć.
Zauważmy, że i na Boże Narodzenie, i na Wielkanoc chętnie się do Izajasza odwołujemy, chętnie go czytamy, bo jego słowo ma taką przedziwną świeżość i moc – tak jakby widział, jakby przeczuwał. Izajasz mówi rzeczy ważne o narodzeniu Mesjasza: oto naród ujrzał wolność, połamano jarzmo, którym lud wybrany jest uciemiężony, połamano kije, którymi go bito (por. Iz 9). Czytając te słowa, mamy prawo spodziewać się, że to „odzyskanie” wolności dokonało się przy użyciu jakiejś fantastycznej siły mocarza, wodza z potężnym wojskiem, a tymczasem Izajasz po opisie wyzwolenia, połamania jarzma, tego wszystkiego, co nas ciemiężyło i zadawało nam ból, mówi: „Albowiem dziecię nam się narodziło, syn został nam dany” (Iz 9,5). To jest niesamowite: on widzi wielkie zwycięstwo, ostateczną, gigantyczną porażkę zła, klęskę tego, co nas boli i co nas zabija, a w Osobie Tego, Który zwycięża, prorok widzi dziecko. I dalej – chociaż mówi o dziecku, o synku, to nazywa go przedziwnym doradcą, Bogiem mocnym, odwiecznym Ojcem, księciem pokoju. Leży dziecko, a on mówi: „odwieczny Ojciec”. To jest absolutnie fascynujące, ta moc proroka Izajasza, ta moc wypowiadania słów, które są większe niż on sam. To prawda, w tym dziecku, w tym Synu, jest moc Ojca, który Go posłał. To dziecko, ten Syn jest jedno z Ojcem, jest Bogiem, ale płacze, siusia, potrzebuje, żeby się nim zająć, a później będzie wzrastał, będzie miał poobijane kolana, zęby mleczne będą mu wypadać; jeszcze później, kiedy dojrzeje i pójdzie w świat głosić Słowo Ojca, będzie zmęczony, będzie miał stopy poranione, będzie zakurzony, spocony; i w końcu umęczony, zakrwawiony, umrze na krzyżu. Jest tyle rzeczy, które próbują przesłonić nam fakt, że w Nim bije źródło, ba, więcej jeszcze: On jest źródłem, źródłem czystym, źródłem prawdziwego życia, źródłem prawdziwej mocy, która jest w stanie przełamać to wszystko, co nas więzi. Jest źródłem prawdziwej wolności i choć tyle rzeczy tę prawdę przesłania, to w Nim ciągle to źródło bije. Trzeba powiedzieć, że my nie jesteśmy Panem Jezusem i nas z Bogiem nie łączy ta szczególna jedność, która łączyła Jezusa z Ojcem, bo On jest prawdziwym człowiekiem i prawdziwym Bogiem. Nie możemy jednak zapominać, że w nas również bije źródło, zostaliśmy w nim zanurzeni i ono ciągle przez nas płynie. Każdy człowiek dotyka tego źródła, bo każdy został stworzony przez Boga, a my dodatkowo zostaliśmy cali w tym źródle wykąpani, kiedy nas ochrzczono. Nie jesteśmy źródłem, ale jesteśmy w nim, w jego głównym nurcie. Niestety, bardzo często ta źródlana woda w nas jest brudna, strasznie w niej dużo śmieci, czyli tego wszystkiego, co nasze złe wybory, nasz grzech, nasza słabość do tego źródła wrzucają, a wówczas nie źródło przypominamy, ale rzekę niosącą pełno różnego świństwa. Jednak źródlane wody są przecież wciąż obecne w najbrudniejszej nawet rzece.
Do źródła pod prąd
Dlatego jest ta noc Bożego Narodzenia, dlatego jest to proroctwo, dlatego każdego roku przypominamy sobie, że On się narodził, że umarł i zmartwychwstał, bo przecież te wszystkie tajemnice gdzieś już w tym Narodzeniu są, żeby nie zapomnieć, że On jest źródłem. I żebyśmy w tych naszych rzekach zabagnionych, brudnych, zaśmieconych dopatrzyli się śladów źródła, które przez nas płynie, i żebyśmy do tego źródła wracali. Nawet rzeka mojego rodzinnego Żyrardowa – Pisia Gągolina – jest czysta u źródła, choć kiedy płynie pod mostem, to przypomina raczej kanał ściekowy. Jezus jest źródłem czystej wody i za każdym razem, kiedy przeżywamy na nowo Jego Narodzenie, robimy to po to, żeby odważyć się pójść do źródła, żeby zrozumieć, że pomimo całego brudu, który w nas zalega, są w nas krople czystej wody Bożego życia. Trzeba nam tylko wracać do źródła, naprawdę każdy z nas jest do tego zaproszony, by w Nim zanurzyć ręce i na nowo się obmywać, w tym źródle, które w Jezusie Chrystusie bije dla wszystkich. I noc Bożego Narodzenia właśnie po to jest, żebyśmy sobie o tym przypomnieli i odważyli się pójść w górę nurtu, żebyśmy powiedzieli sobie: nie będę siedział nad brzegiem brudnej rzeki, nie będę płynął z brudnym prądem, wstanę i spróbuję pójść ku źródłu. A najpiękniejsze jest to, że kiedy się idzie pod prąd, ku źródłu, to człowiek nie musi się obawiać, że zabłądzi. Kiedy zaś już dojdziemy do tego czystego źródła, jakim jest Pan Jezus, to się nie martwmy, że On się przestraszy, bo nie jesteśmy zbyt czyści. On ma wystarczająco dużo żywej wody, żeby nas wszystkich obmyć z tego, co nas brudzi, co się do nas przykleiło po drodze. To nie ma żadnego znaczenia, tylko trzeba iść do źródła pod prąd.
Paweł Krupa OP, Koniec czasów, Wydawnictwo WAM, Kraków 2018
Polecamy: