Wiele osób uważa, że kapłaństwo wspólne wszystkich ochrzczonych jest mało konkretne w stosunku do kapłaństwa ministerialnego tych, którzy przyjęli święcenia, bo przecież łatwo powiedzieć, w czym się wyraża ich misja kapłańska: zakładają ornat i stają do ołtarza, aby sprawować mszę, chrzczą dzieci, katechizują w szkole, siadają do konfesjonału, aby wysłuchać penitentów i dać im rozgrzeszenie, prowadzą grupy parafialne, organizują pracę zespołu Caritas i jadą na pielgrzymkę do Fatimy. To jest konkret. A kapłaństwo wspólne jako cała egzystencja? – brzmi tak abstrakcyjnie.
Kapłaństwo to nie tylko funkcja
Myślenie takimi kategoriami jest, przynajmniej z trzech powodów, błędne. Po pierwsze dlatego, że kapłaństwo osób duchownych najczęściej jest rozumiane tylko przez pryzmat funkcji, które one spełniają, a nie tego, kim są. Czy ktokolwiek ośmieliłby się powiedzieć, że ostatnie dni życia Jana Pawła II, które spędzaliśmy na placu Świętego Piotra, w kościołach czy przed telewizorem, ze łzami w oczach, z różańcem w ręku i słowami modlitwy na ustach, nie były prawdziwie kapłańską służbą polskiego papieża? Przecież nie sprawował wtedy funkcji: nie celebrował liturgii, nie odmawiał sam brewiarza (czytano mu go), nie głosił słowa, nie spowiadał, nie zajmował się ubogimi. Paradoksalnie jednak ten czas był eucharystyczny, bo miliony ludzi dziękowało Bogu za dar Jana Pawła II gromadząc się na Eucharystii, był ofiarny, bo składał on siebie Bogu w ostatniej ofierze ludzkiego życia, wchodząc w bramy śmierci, był modlitewny, bo zjednoczył na modlitwie miliony osób, często nawet wrogo do siebie nastawionych. Był to czas głoszenia słowa, kiedy milczenie papieża i jego ból zarysowany na twarzy, kiedy ostatni raz stanął w oknie papieskim, stało się jego najgłośniejszą homilią. Był to czas opieki nad chorymi i cierpiącymi, bo wszyscy widzieli, jak można przeżywać własne cierpienie i chorobę w zjednoczeniu z Chrystusem. Widzimy zatem, że kapłaństwo nie sprowadza się do funkcji kapłańskiej, ale jest kapłańską tożsamością, życiem w kapłański sposób. Dotyczy to zarówno życia duchownych, jak i ludzi świeckich w kapłaństwie powszechnym.
Po drugie, widzieliśmy, że kapłaństwo – zarówno powszechne, jak i ministerialne – można zrozumieć tylko w odniesieniu do źródła kapłaństwa, którym jest Jezus Chrystus. Cała Jego tożsamość była kapłańska, nie tylko moment ofiarowania się na krzyżu.
Po trzecie zaś, nie można kapłaństwa powszechnego rozumieć tylko w sensie kultyczno-celebracyjnym. Pokazaliśmy już, że chociaż liturgia jest szczytem i zarazem źródłem całego życia chrześcijańskiego, to równocześnie nie wyczerpuje wszystkiego, czym ono jest. Celebracja liturgii nie obejmuje czasowo całego naszego życia: jest jakieś „przed” i jakieś „po” celebracji. Owszem, owo „przed” i „po” są ukierunkowane na liturgię – pierwsze jako wezwanie do wielbienia Pana, drugie jako posłanie do życia tym, co celebrowałem, ale równocześnie są one moim życiem, a nie celebracją. Boga naprawdę interesuje nasza codzienność, taka, jaka ona jest. On chce być treścią naszego życia cały czas, w każdej godzinie, dniem i nocą. Chrześcijaństwa nie można ograniczyć do jednej godziny niedzielnej Eucharystii na zasadzie: spełniłem obowiązek, byłem na niedzielnej mszy, mogę wracać do mojej codzienności i na tydzień nie myśleć o Bogu. Za tydzień znów poświęcę Mu godzinę, żeby potem wrócić do życia, które nie ma nic wspólnego z Bogiem ani z liturgią.
Napis: „Poświęcone Panu”
Bóg naprawdę chce być obecny w naszym życiu: w naszych relacjach, w naszej rodzinie, pracy, w naszym odpoczynku i cierpieniu, w naszych obowiązkach. Ta prawda staje się szczególnie widoczna, kiedy popatrzymy na biblijne teksty mówiące o życiu wiecznym. Chociażby w Janowym obrazie Miasta Świętego – Nowego Jeruzalem, usłyszymy, że nie ma tam świątyni (por. Ap 21,22). Nie ma kościoła, do którego idzie się raz w tygodniu, żeby odprawić nabożeństwo. Świątynią Niebiańskiego Jeruzalem jest Jezus Chrystus, przez zjednoczenie z którym jestem zjednoczony z Ojcem i Duchem Świętym. Tam jest po prostu bycie, obecność, miłość, relacja, życie.
Jeszcze wyraźniej o tym mówi w jednej z ostatnich ksiąg Starego Testamentu prorok Zachariasz, opisując nadejście czasów mesjańskich:
Wówczas nawet na dzwoneczkach koni umieszczą napis: „Poświęcone Panu”, a kotły [zwyczajne] w domu Pańskim będą jak kropielnice przed ołtarzem. Każdy kocioł w Jerozolimie i w Judzie będzie poświęcony Panu Zastępów. I będą przychodzić wszyscy, którzy mają składać ofiarę, będą brać je i w nich gotować (Za 14,20–21).
Napis: „Poświęcone Panu” kazał Pan Bóg wyryć na diademie arcykapłana, wykonanym ze szczerego złota, który był noszony na czole na znak wyjednania łaski od Pana (por. Wj 28,36–38). Zachariasz mówi, że będzie taki czas, kiedy równą wartość będzie miał diadem arcykapłana i zwyczajny garnek w każdym domu. Zapowiada, że kiedyś przestanie istnieć rozróżnienie na naczynia święte i zwyczajne, ale że dokona się uświęcenie wszystkich dziedzin ludzkiego życia. Czy jesteś gotowy myśleć o garnku, w którym gotujesz obiad, o odkurzaczu, którym sprzątasz mieszkanie, o kierownicy samochodu, którym jeździsz do pracy, o komputerze, na którym pracujesz, jako o rzeczach świętych? One stają się święte o tyle, o ile wykonywane przy ich pomocy prace stają się ofiarą duchową miłą Bogu, o ile wykonujesz swoje zadania i obowiązki z miłością, najpiękniej jak potrafisz, kompetentnie, służąc tym drugiemu człowiekowi. Wówczas praca ta staje się dla ciebie drogą uświęcenia – jak ukazywał to św. Josemaría Escrivá. Życie, które całe staje się ofiarą duchową dla Pana, jest życiem świętym. To właśnie te ofiary składane na ołtarzu serca, które później zanoszone są na wieczny ołtarz niebiański, sprawiają, że codzienność staje się święta.
Krzysztof Porosło, Święta codzienność, Wydawnictwo WAM, Kraków 2018
Polecamy: