Jaki jest cel życia duchowego? Na pewno nie jest nim walka duchowa ani wytropienie demona czy nawet pokonanie go. Celem życia duchowego jest trwanie w jedności z Bogiem, na Jego chwałę. Jeśli widzę ten cel, to rozwijam się także w moim zmaganiu duchowym. Człowiek duchowy nie chodzi po krawędzi minimalizmu, jego horyzont nie kończy się na pytaniu, czy to już grzech, czy jeszcze nie. On chce być z Bogiem i interesuje go to, jak ten stan osiągnąć.
Zatrzymując się na grzechu, możemy go, podobnie jak szatana, trywializować albo się nim przerażać. Duże kwantyfikatory. Ksiądz Tomasz Halik powiedział kiedyś trafnie: „W rozwoju wiary przechodzimy nie tylko przez miejsca światła, ale także przez miejsca wielkiej ciemności. Tylko tak może rozwijać się wiara”. Dodaje później: „Pan Bóg nie mieszka na powierzchni” – to jest genialna myśl. Bóg jest i w niebiosach, i w otchłani. Jest w otchłani naszego grzechu, aby nas z niej wyprowadzić, jest w niebiosach świętości, aby nas do nich zaprowadzić. Nie ma Go na powierzchni. Nie ma go tam, gdzie panuje letniość, nijakość. On jest tam, gdzie intensywnie Go szukamy, choćby to była otchłań naszych grzechów, choćbyśmy jak Jezus wołali: Boże mój, czemuś mnie opuścił? On jest w tym doświadczeniu intensywnie obecny.
Najbardziej niebezpieczny dla chrześcijaństwa stan to powierzchowność. Prawdziwym duchowym tsunami dla naszej wiary, zbierającym najwięcej ofiar, jest letniość, przeciętność, nijakość. Człowiek myśli, że żyje z Bogiem, jest spokojny, zrelaksowany, zadowolony z siebie, a tak naprawdę żyje tam, gdzie Go nie ma.
Jak odkryć, że tkwimy w samozadowoleniu, że śpimy? Po braku zmagań. Prawdziwej drodze do Boga zawsze towarzyszy zmaganie. I na tej drodze potrzebna jest nasza stałość; kiedy cierpimy i kiedy jest nam dobrze. Bóg nie jest zależny od naszych nastrojów. Kiedy daje nam jakąś łaskę, jakiś dar poznania, to wciąż działa pośród naszych nastrojów.
Bóg jest dawcą życia i śmierci. U Mateusza czytamy: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle (Mt 10, 28). To jest bardzo delikatny w interpretacji fragment. Można go odczytać na dwa sposoby. Według pierwszego, tym, który może zatracić, jest Zły. Według drugiego, jest nim Bóg, gdyż wszystko jest w Jego rękach. Jeśli pozostaniemy przy tej drugiej interpretacji, wydaje mi się właściwszej, to lęk, o którym czytamy w tym fragmencie, powinniśmy interpretować jako bojaźń Bożą.
Ona jest szacunkiem przed Tajemnicą, drżeniem przed nią. Jest uznaniem, że Bóg mnie przekracza, że ma wobec mnie plan i że się Mu poddaję. To nie jest strach przed niebezpieczeństwem, zagrożeniem. To wpatrywanie się w Tego, który wszystko może, który jest Źródłem życia, który jest Alfą i Omegą.
Jest pewien klasyczny tekst na temat rozeznawania duchowego, na który często się powołuję. Jest to przypowieść Jezusa o pszenicy i chwaście w trzynastym rozdziale Ewangelii św. Mateusza. Słowa Jezusa pomagają zobrazować to wszystko, co tu powiedzieliśmy.
Siewca sieje dobro, Zły przychodzi i sieje zło. Ale jak sieje? Nie kupuje sobie pola u sąsiada, tylko sieje chwast między pszenicę. Zatem kamufluje się, przebiera się w dobro. Późnej jednak przychodzi moment, kiedy chwast spostrzegają robotnicy. Mówią do gospodarza: „Jak to? Przecież siałeś pszenicę, skąd zatem chwast? Chcesz, żebyśmy poszli i wyrwali go?”. Jezus przestrzega przed takim postępowaniem. „Nie. Abyście przy wyrywaniu chwastu nie wyrwali pszenicy”. Możemy tak zająć się wyrywaniem chwastów, że zadepczemy pszenicę. Życie duchowe jest czymś znacznie więcej niż tylko wyrywaniem chwastów, nie na tym polega. Polega na szukaniu, odnajdywaniu Królestwa Bożego. „Pozwólcie obojgu róść do czasu żniwa”. Zgódźmy się na to, że dwojaka rzeczywistość będzie trwać aż do żniwa. Nie skupiajmy się wyłącznie na walce z wadami, ze słabościami, na wyszukiwaniu śladów zła i zagrożeń, ale zdobywajmy Królestwo Boże, budujmy Królestwo Miłości. Miejsce Kościoła nie jest w okopach, w których wypatruje on zagrożenia i cały czas przygotowuje się do obrony. Papież mówi coś zupełne innego. Mamy wychodzić do ludzi, wyjść na peryferie. Adhortacja Franciszka, Evangelium gaudium, to przesłanie o radości chrześcijaństwa, o radości głoszenia Ewangelii, z całą świadomością istnienia zła. Im więcej będzie pszenicy (czytaj: miłości, dobra, zaufania, nadziei), tym słabiej będzie wzrastał chwast.
Krzysztof Wons SDS, Sławomir Rusin, Kogo boi się diabeł?, Wydawnictwo WAM, Kraków 2014
Polecamy:
Nigdy dotychczas tak tych słów nie rozumowałam. Teraz zrozumiałam słowa Chrystusa w ten sposób. Otóż jest we mnie dobro i zło.Jeżeli skupiam swoje siły wyłącznie na tym aby walczyć z wadami z błędami itd. to nie znajduję czasu, miejsca i twórczych pomysłów na rozwój dobra które w sobie noszę,więc tym samym własnoręcznie pozbawiam się radości istnienia i wzmacniania tego co czyste, piękne,prawdziwe, szlachetne i rozwojowe.
Celem zycia,nie jest cel ale to co go tworzy. Adam nie zrozumiał zakazanego owocu , myślał że zakazany cel jest tym , żeby stać się Bogiem. Adam zaufał swojej drugiej stronie… tej złej…pamięć znowu została skasowana.